27 października 2011

Jaipur

Witajcie po dłuższej przerwie (mało grania ostatnio...).
Postanowiłem wreszcie przedstawić nasza najnowszą grę - Jaipur.


Jaipur to stolica Radżastanu w Indiach. Jak widać, jest tam całkiem ładnie. :)


W każdym razie, na nasze potrzeby Jaipur to dwuosobowa karcianka trwająca 20-30 minut. Cieszy się dobrymi opiniami w sieci, aktualnie zajmuje 142 miejsce w rankingu BGG (to bardzo wysoko, szczególnie jak na lekką grę dwuosobową). Co można o niej powiedzieć po kilkunastu partiach?
Po pierwsze - gra jest śliczna. Od pudełka, przez karty i żetony, aż po samą instrukcję - sprawia wrażenie maksymalnie dopieszczonej. Nie ma tu wprawdzie żadnych specjalnych fajerwerków, ale zarówno obrazki, kolory, jak i wielkość wszystkich elementów dają milutkie wrażenie obcowania z czymś prawdziwie dopracowanym.
Oto komponenty gry - ładne, nie? Jaipur zarobił na starcie punkcik za wykonanie
W Jaipur gracze wcielają się w handlarzy na hinduskim bazarze, a ich zadaniem jest zarobić jak najwiecej pieniędzy. Pojedyncza partia składa się z dwóch lub trzech rund (bo gra się do dwóch zwycięstw). Każda runda jest całkowicie niezależna od poprzednich (tak ja np. w Zaginionych Miastach). Przypuszczam, że takie rozwiązanie ma na celu ograniczyć losowość gry - jeśli w jednej rundzie nie podejdą nam karty, to mamy jeszcze szansę się odegrać w następnej. Buduje to także pewne napięcie, zwłaszcza kiedy obaj gracze mają już po jednym zwycięstwie i czeka ich rozstrzygająca runda.

Ptaszek wygrał dwie rundy, czyli - całą partię. Spójrzcie tylko, jaki szczęśliwy! Niestety, łapka została zraniona przy produkcji szaszłyka z żelków (patrz niżej).
Tura gracza trwa ok. dwie sekundy. Może on w niej wykonać jedną z dwóch czynności: albo sprzedać karty (towary) trzymane na ręce, albo dobrać karty (towary) ze stołu (bazaru). Sprzedawać można jednocześnie tylko karty tego samego rodzaju. Im więcej sprzedamy naraz kart, tym więcej dostaniemy pieniędzy. Dodatkowo, za naprawdę duże sprzedaże (3 i więcej) otrzymamy znacznik premii (czyli jeszcze więcej pieniędzy).

Rozgrywka w Jaipur. Pięć kart na środku to tzw. bazar.
Jeśli chodzi o dopieranie kart to odbywa się ono na trzy sposoby - różnią się one dopuszczalną ilością dobieranych kart oraz sposobem uzupełnienia bazaru - z naszej ręki lub z zakrytego stosu kart. To, co w tej grze jest chyba dość wyjątkowe to karty wielbłądów - nie są one traktowane jako towary i zasadniczo nie przynoszą żadnych zysków (nie można ich sprzedawać), ale za to nie liczą się do limitu kart trzymanych na ręce (który wynosi siedem i skutecznie blokuje nasze poczynania na większą skalę), a można je używać do wymiany na karty ze stołu. Wielbłądy są więc taką pośrednią walutą, środkiem wymiany, który bardzo poszerza nasze możliwości w grze, ale sam nie daje bezpośrednich korzyści.

Wielbłądy - sól tej gry!
Rozgrywka w Jaipur jest szybka, dynamiczna, ma specyficzny rytm. Podstawowy dylemat gracza brzmi: czy sprzedać teraz, za mniejszą, ale pewną kasę, czy też spróbować jeszcze zaczekać i zebrać więcej towarów danego rodzaju ryzykując, że przeciwnik albo mnie ubiegnie w sprzedaży tego towaru (pierwsza sprzedaż jest najbardziej opłacalna), albo dobierze cenne towary ze stołu, kiedy ja będę sprzedawał. Tylko, nie mamy żadnego wpływu na to, jakie akurat dojdą karty (mamy wpływ jedynie na ich ilość). Stąd powyższą decyzję musimy podejmować głownie w oparciu o... ufność we własne szczęście. Lub w brak szczęścia przeciwnika. A co jeśli się nie wierzy w szczęście....?

Żetony, o które toczy się rozgrywka. Na pierwszym planie feralny szaszłyk z żelków.
Jaipur to sympatyczna, prosta gra. Ale, szczerze mówiąc, nic specjalnego. Z uwagi na dużą dawkę losowości nie jest to tytuł, w który można grać i grać, zmieniać i udoskonalać swoje strategie (patrz opisy poprzednich gier). Jest to niezobowiązujący przerywnik, sposób na mile spędzone pół godziny. Dziwi mnie tak wysoka pozycja w rankingu BGG - uważam, że w kategorii szybkich dwuosobówek nietrudno znaleźć znacznie lepsze, tak samo proste, a bardziej satysfakcjonujące tytuły (chociażby Władca Pierścieni: Konfrontacja czy opisywany już Geniusz).
A może po prostu czegoś nie załapałem...?

Co o Jaipur myśli Ptaszek? Otóż, gra mu się podoba, ale niespecjalnie naciąga się na kolejne partie. Urzekły go grafiki na kartach, trochę brzydzi się wielbłądów (zawsze mam ich więcej na koniec gry) i strasznie irytują go porażki. I nic dziwnego - też mam wrażenie, że kwestia zwycięstwa w tej grze jest raczej wynikiem szczęśliwego ułożenia kart niż lepszej gry zwycięskiego gracza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz