6 października 2011

Wieczorne Puerto Rico


  Wczoraj wieczorem zrobiłem rzecz bezprecedensową - ok. 22:30, kiedy Ptaszyna poszła się wypluskać, rozłożyłem na stole nową (w sensie - nie graną przez nas razem) grę - Puerto Rico właśnie. Nie miałem zbyt wielkich nadziei na rozgrywkę, bo ostatni raz, gdy o tej porze tłumaczyłem zasady do nowej gry, Ptaszek odchorowywał to przez tydzień (a dodam jeszcze, że było to Race For The Galaxy...).


A tu niespodzianka!  Ptaszek okazał się więcej niż łaskawy - wysłuchał piętnastu minut tłumaczenia zasad, pojął je wszystkie w lot, a następnie rozegraliśmy pełną, dwuosobową partię. Wygrałem niewielką przewagą, ale oboje mieliśmy sporą frajdę - gra jest przecież wyśmienita (opiszę ją dokładnie w niedalekiej przyszłości). Pierwszy raz grałem w wariant dwuosobowy - wydał mi się całkiem sensowny, choć zdziwiło mnie, że przez większość gry mieliśmy wszystkiego pełno - pieniędzy, punktów, budynków, towarów, kolonistów... Może to kwestia pokojowego charakteru tej pierwszej wspólnej rozgrywki.

  Jeszcze jedno - tak jak wspomniałem, jakieś dwa tygodnie temu podjąłem próbę nauczenia Ptaszka Race For The Galaxy. Zasady pojął ładnie, ale nie miał ochoty nawet dokończyć pierwszej partii... Jednym słowem - odrzuciło go od tej gry. I teraz pojawia się pytanie - czemu Puerto Rico mu podeszło mimo bardzo przecież zbliżonej mechaniki? Sam Ptaszek przypisuje to klimatowi gry, jej estetycznej otoczce. Puerto Rico określił jako "śliczne" i "słodkie", a RFTG jako "kosmiczne srutu-tutu"(!). Faktem jest, że Puerto Rico również we mnie wywołuje idylliczne skojarzenia, inaczej niż RFTG (choć wcale nie nazwałbym go brzydkim).


   Moje prywatne śledztwo w kwestii tych dwóch gier prowadzi do jeszcze jednego tropu - RFTG bardzo podobną mechanikę podaje w mocno abstrakcyjnej formie, opierając ją jeszcze na dość zawiłej ikonografii. Puerto Rico natomiast jest bardziej konwencjonalne - pieniądz to pieniądz, towar to towar, budynek to budynek; tu faktycznie wykonujemy jakieś działania: "produkujemy" towary, "pakujemy" je na statki itd. Nie żeby RFTG było niespójne czy nielogiczne! Jest po prostu bardziej... oderwane od rzeczywistości, że tak powiem. :)
Wnioski: to, co Ptaszkowi przeszkadza w grach to nie złożoność zasad, czy skomplikowanie rozgrywki, ale raczej otoczka tematyczno-graficzna, w której nie czuje się on najlepiej. Za to jeśli gra mu się spodoba z zewnątrz - nie straszne mu nawet dość pokręcone zasady. Dodam tylko, że znane są mi również przypadki, kiedy Ptaszkowi tak bardzo przypada do gustu mechanika gry, że wszelkie zastrzeżenia odnośne tematyki gdzieś się ulatniają. No, ale to jak na razie potrafią jedynie gry dra Knizii... :)

1 komentarz: